wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 10

Dziś już 5 dzień pobytu w stajni. Jak na razie jeździłam sama kłusem i stępem. Spartan radzi już sobie bezproblemowo.  Pani Justyna obiecała, że na dzisiejszej jeździe będzie coś nowego. Po roskłusowaniu konia pani Justyna bym podjechała do niej.
- Widzisz te kawaletti?
- Tak, widzę.
- Pojedź je w kłusie ale Spartan nie ma przez nie przejść tylko przeskoczyć. Trzeba mu chodź trochę przypomnieć jak się skacze.
Ucieszyłam się bardzo. W końcu coś nowego :) Spartan przeskoczył przez nie z łatwością, i widocznie lubił skoki.

- Rozstępuj go i chodź pomóc mi przyszykować obiad. Wieczorem będziemy jeszcze raz jeździć.
Wieczorem? Pani Justyna chyba coś knuje. Albo chcę po prostu żeby Spartan wrócił do formy.
Po obiedzie posprzątałam kilka boksów i wypastowałam siodła. Jest jesień i teraz robi się ciemno już o 18 więc o 16 mam jazdę.
Bez uszczegułowiania był stęp był kłus, kawaletti. Wszystko szło świetnie
- Jedź dalej po ścianie i zagalopuj
Wielki szok i niepewność. Wzięłam oddech i dałam Spartanowi mocną łydkę, najwyraźniej za mocną... Wyrwał jak dziki do przodu. Ledwo się utrzymałam

Udało mi się go zwolnić i jechaliśmy spokojnym galopem. Miałam wrażenie, że płynę razem z nim.
Kolejny dzień szybko zleciał. Jeszcze tylko 2 dni treningu ze Spartanem.

piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 9

Po 5 minutach przyszła trenerka
- Gotowa?
- Tak :)
- Wyprowadź go na ten duży trawiasty maneż.
Szedł bardzo grzecznie chodź był dość spięty
- Najważniejsze w treningu jest by zaistniało porozumienie między koniem, jeźdźcem, a trenerem. Trzeba go przyzwyczaić do siodła bo widocznie się denerwuje. Ty go prowadź, a ja będę szła obok
Minęło pięć minut. Teraz pani Justyna prowadziła Spartana by także jej zaufał. Stępowaliśmy 15 minut w ręku
- A teraz się zatrzymajmy. Wsiądź na niego ze schodków, a ja go przytrzymam
Nigdy jeszcze się tak nie bałam wsiąść na konia. Bałam się, że wszystko co udało mi się z nim osiągnąć przepadnie, że straci do mnie zaufanie. Do odważnych świat należy! Delikatnie weszłam na jego grzbiet. Odskoczył w bok. Najwyraźniej się przestraszył nagłym ciężarem na plecach.
- Teraz postępuje z nim w ręku. Ty tylko siedź, nie dawaj żadnych sygnałów. Dziś chcemy tylko przyzwyczaić go do obecności jeźdźca.
- Wydaje mi się, że jest bardzo spięty
- To pewnie dlatego, że miał ponad rok przerwy w jazdach.
Po kolejnych 10 minutach stępa w ręku pani Justyny Spartan się rozluźnił.
- Teraz pojeździsz sama stępem przez 10 minut, ja będę na środku maneżu.

Wbrew pozorom koń był bardzo spokojny.
- Za kłusuj. Pozwól mu biegnąć własnym tempem wokół maneżu. Anglezuj, ni chcemy na razie go zrazić :)
Wystarczyło dosłownie dotknięcie łydki by Spartan puścił się kłusem.

 To było po prostu płynięcie, mimo anglezowania czułam jak bardzo jest wygodny! Po pięciu minutach już stępowaliśmy, nie mogliśmy go przemęczać, przecież to była jego pierwsza jazda po ponad roku!
Po jedzie rozsiodłałam Spartana. Pani Justyna zaprosiła mnie do poznania koni. Wszystkie były takie czyste i zadbane, miały piękną lśniącą sierść. Witać, że jest im tu dobrze.
Postanowiłam trochę pomagać w stajni, gdyż pani Justyna dowiedziawszy się o naszej sytuacji obniżyła cenę do minimum. Wzięłam się za czyszczenie sprzętu. Chwilę później poszłam na obiad. Potem sprzątnęłam kilka boksów i czas zleciał. Dzisiejszy dzień był dla mnie i dla Spartanem dużym krokiem w przód. Mam nadzieję, że będzie tak dalej.

środa, 18 grudnia 2013

Rozdział 8

Spakowałam się szybko, wzięłam rzeczy dla Spartana i zapakowałam je do samochodu. Mama otworzyła bagażnik, a tam co? Siodło, ogłowi i czaprak! Nowiutkie
- To drugi prezent od nas dla ciebie, bo jak miałaś trenować?
- Boże nie wiem jak wam dziękować! Ale przecież go oddajemy?
- Tak, wujek powiedział, że potem odkupi od nas sprzęt trochę taniej. Już jest przyczepa, idź po Spartana.
Myślałam, że będzie trudno zapakować go do przyczepy po tym co przeżył ale wręcz przeciwnie wszedł do niej chętnie. W końcu kiedyś jeździł w wielkich zawodach. Po półgodziny drogi byliśmy na miejscu.
Ośrodek robił wrażenie! Wielki parkur z przeszkodami, tor wyścigowy i stajnia. Wyszłam z samochodu. Od razu powitała mnie właścicielka stajni.
-Witam! Ty za pewne jesteś Amy
- Tak, to ja :)
- Jestem Justyna i będę ciebie trenować. Mama mówiła, że przyjeżdżasz z koniem na którym na chwilę obecną jeździsz. Może od razu go wyprowadzimy z przyczepy, na pewno się stresuje
- To dobry pomysł.
Spartan nie wyglądał na zestresowanego, bardziej na podekscytowanego. Szybko wyszedł z przyczepy ale zatrzymał się. Znikła ta radość w jego oczach. Czyżby zobaczył, że nie jest na zawodach?
- Stajenny przygotował dla niego boks. Najlepiej będzie jeżeli od razu go do niego zaprowadzimy. Mama mówiła, że w domu nie ma wybiegu, czy to prawda?
- Tak, ale jest u nas tymczasowo, później zabiera go wujek, a tam będzie miał odpowiednie warunki.
- Dobrze więc nie będziemy go wyprowadzać na pastwisko bo na tak krótki czas nie warto go wyprowadzać, bo co najmniej przez miesiąc musiałby się przyzwyczajać do stada, a do tego gdy wróci do domu, będzie rozczarowany, że już nie może tyle biegać.
Zaprowadziłam go do boksu. Od razu zaczął skubać siano. Pani Justyna pokazała mi mój pokój. Był bardzo zadbany i czysty. Nie było może dużo miejsca ale wystarczająco jak na tydzień pobytu. Rozpakowałam rzeczy, umyłam się i położyłam się spać. Czeka mnie jutro ciężki dzień.

Wstałam o świcie. Zostałam zaproszona na śniadanie. Od razu zauważyłam, że w tej stajni panuje rodzinna atmosfera i podobało mi się to :) Po śniadaniu ruszyłam do Spartana. Gdy go czyściłam nad drzwiami boksu pojawiła się pani Justyna
- To co trenujemy dzisiaj?
- Nie wiem czy da na siebie wsiąść, ponoć kiedyś jeździł ale nie wiem jaki będzie po tym co przeżył.
- No coś ty! Był kiedyś świetnym skoczkiem! Miałam okazję go przez chwilę trenować. Był świetnym koniem, a jeżeli ci ufa, to nie będzie problemu. Co powiesz na jazdę za pół godziny?
- Chętnie spróbuję.
Po dokładnym wyczyszczeniu przyniosłam sprzęt potrzebny do jazdy. Przywiązałam Spartana na bezpieczny węzeł do krat boksu. Powoli podeszłam z czaprakiem. Dałam mu go powąchać. Widocznie zaakceptował przedmiot. Delikatnie położyłam mu go na grzbiecie. Nie zareagował więc pokazałam mu siodło. Po chwili obwąchiwania pozwolił mi je sobie założyć. Zupełnie nie był zainteresowany tym, że ma coś na grzbiecie. Zaczęłam delikatnie zapinać popręg. Wzdrygną się i spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Na szczęście nic z tego nie wynikło. Obawiałam się kiełznania, dotąd był uwiązany, a teraz będzie miał sporo swobody. Założyłam mu wodze na szyję. Cofnął się i podniósł wysoko głowę. Postanowiłam wypróbować terapię T-touch o której czytałam w internecie. Polega ona na kreśleniu palcem małych kółek na ciele konia w celu jego rozluźnienia się. Po pięciu minutach masażu opuścił głowę. Odpięłam mu kantar trzymając go za wodze. Dałam mu do posmakowania wędzidło ( było o smaku jabłka), a on jakby wiedząc o co chodzi chwycił je w zęby. Radośnie założyłam mu ogłowie. Udało się go osiodłać. Może jednak z powrotem zaufa ludziom?

wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział 7

Kolejne dni mijają, ja coraz bardziej przywiązuje się do Spartana. Rozmawiałam z wujkiem. Mówi, że na razie nie ma wolnego boksu i potrwa to jeszcze kilka miesięcy. Na razie staram się nie zamartwiać. Ciesze się chwilą. Z dnia na dzień ten nie dawno przerażony koń staje się coraz bardzie spokojny i ufny w stosunku do ludzi.

Był u nas weterynarz i mówił, że rana już nie jest zakażona. Wyraźnie widać, że jest mniejsza i na jej miejscu powstał strup także wszystko jest na jak najlepszej drodze :) Postanowiłam, że teraz będę spędzać dużo więcej czasu ze Spartanem. Szkoda tylko, że ma tak mały boks i pastwisko. Potrzebuje więcej ruchu i sam się o to widocznie upomina.

- Mamo wychodzę ze Spartanem na spacer.
- Z koniem? Na spacer?! 
- Potrzebuje ruchu, a nie ma dużego wybiegu. 
- Za dużo czasu mu poświęcasz! W ogóle nie masz chwili na szkołę! Nie ma mowy!
- Ale mamo!
- Nie ma żadnego ale! Idź się uczyć. 

Byłam zła na mamę ale w pewnym sensie miała rację. Zbyt się do niego przywiązałam ale on mimo wszystko potrzebuje ruchu więc jeżeli nie mam innego wyboru, będę chodzić z nim w nocy.
Poszłam w piżamie, by w razie czego powiedzieć rodzicom, że lunatykowałam. Spacer trwał 30 minut. Spartan wszystkim się ekscytował, chciał biec do przodu ale jakby nie mógł, zastanawiałam się czy to możliwe by koń zapomniał jak się kłusuję? W sumie od ponad roku nie miał możliwości biegania ale... Cóż słyszałam o przypadkach gdy koń nie potrafił galopować ale kłus?! Zobaczymy, może jutro będzie lepiej.

 Położyłam się spać. Zamknęłam oczy, a tu już budzik. Nie przespałam całej nocy, a dzisiaj do szkoły. 
Na lekcjach odsypiałam noc, za co za każdym razem na mnie krzyczano. Wróciłam do domu. Od razu zawołała mnie mama. Bałam się, że zobaczyła mnie wczoraj ze Spartanem.
- Tak mamo? 
- Chodź tu muszę ci coś powiedzieć
- Co zrobiłam?
- Nic nie zrobiłaś, no chyba, że o czymś nie wiem.
- Ufff
- Jak pewnie wiesz, masz za tydzień urodziny. Obiecaliśmy ci, że będziesz mogła jeździć konna jak się przeprowadzimy. Więc prezent musisz dostać szybciej. Wyjeżdżamy dziś wieczorem. Spartan będzie miał tan boks w pensjonacie, a ty będziesz mogła go trenować. Wrócisz za tydzień ale będziesz musiała nadrobić lekcje. Pakuj się masz 2 godziny :)

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 6

Od razu po szkole poszłam do sklepu jeździeckiego. Wybrałam zestaw szczotek potrzebny mi do opieki nad Spartanem. Dokupiłam też 2 gąbki, szampon i odżywkę dla koni. Wróciłam do domu. Spartan pasł się na swoim skrawku trawy. Wyglądało to pięknie gdyby nie to jaki jest jego stan. Rzuciłam plecak i od razu postanowiłam zabrać się za czyszczenie konia. Podłączyłam wodę do węża ale najpierw postanowiłam wyczyścić z grubsza błoto zgrzebłem. Gdy podchodziłam ze szczotką Spartan od razu się cofnął. Dałam mu ją do powąchania. Dał mi znak, że toleruje przedmiot. Tak więc wzięłam się za czyszczenie. Stał troszkę nie spokojnie i od czasu do czasu przesuwał się na boki ale nie było to tak trudne jak myślałam.
Czyszczenie i mycie zajęło mi ponad godzinę ale warto było. Zobaczyłam zupełnie innego konia. Był taki piękny! Ideał konia!

 Niestety nie udało mi się wyczyścić kopyt. Zbyt się tego bał. Martwiło mnie jeszcze to, że czerwona plama nie była od zabrudzenia tylko jak się okazało była to rana i to ogromna. Nie goiła się dobrze więc uznałam, że potrzebny jest weterynarz. Pobiegłam do mamy. Przedstawiłam jej sytuację i po prosiłam o numer do weterynarza. Nie chętnie się zgodziła bo uważa, że wydaję na niego za dużo pieniędzy, a nawet nie jest to mój koń jednak udało mi się ją namówić. Od razu wykonałam telefon pod podany numer.
- Zakład weterynaryjny w Apallosa Plains, słucham?
- Witam. Dzwonię w sprawie mojego konia. Dostałam go i był cały od błota. Po umyciu go zauważyłam, że ma wielką ranę na lewym boku. Rana nie goi się dobrze i obawiam się, że mogło wdać się zakażenie. Czy mógłby ktoś przyjechać i to zbadać?
- Tak oczywiście. Przyjadę jeszcze dziś i zobaczę co da się zrobić. Proszę tylko podać adres.
W oczekiwaniu na weterynarza odrabiałam lekcję bo od kiedy zajmuje się Spartanem to mam nie wiele czasu. Zadzwonił dzwonek do drzwi. pobiegłam przywitać się z weterynarzem. Zaprowadziłam go do konia.
- Czy to nie jest ten koń z hodowli która została zamknięta?
- O ile mi wiadomo to tak. Nazywa się Spartan.
Weterynarz obejrzał ranę.
- Do dalszego leczenia będą potrzebne maści. Zaraz ci je dam.
- A ile kosztują?
- Konie uratowane z tamtej hodowli mają wstępne leczenie sponsorowane przez Apallosa Plains.
- To świetnie!
- Nic tu po mnie. Proszę, to te maści. Smaruj je 1 raz dziennie.
- Dziękuję, Do widzenia.

Rozdział 5

Budzę się rano. Pierwsze o czym myślałam to co to był za dziwny sen. Patrzę na budzik. Jest dopiero piąta. Orientuje się, że to nie był sen. To jest moje życie. W stodole jest koń który potrzebuje mojej pomocy. Zrozumiałam już dlaczego budzik zadzwonił tak wcześnie. Obiecałam sobie, że pójdę do Spartana i spróbuję go trochę oswoić. Ubrałam się szybko i wzięłam trochę marchewek oraz uwiąz. Gdy tylko otworzyłam drzwi od stodoły, Spartan się obudził. Podeszłam troszkę bliżej. Jak zwykle zaczął się rzucać. Mimo to weszłam na korytarz w którym stał. Wiedziałam, że pierwszą jego reakcją będzie ucieczka i tak też zrobił. Odwróciłam się do niego plecami. Stałam w bezruchu czekając na jakikolwiek znak akceptacji. Uspokoił się. Po około 5 minutach usłyszałam ciche powolne kroki za mną. Zbliżały się co raz bardziej i bardziej aż były całkiem blisko mnie. Wstrzymałam oddech. To był kluczowy moment. Poczułam oddech na swoich plecach. Po chwili Spartan dotknął mnie w ramię chrapami. To był pierwszy najważniejszy krok w porozumieniu. Stałam spokojnie by go nie przestraszyć ale w środku skakałam i krzyczałam z radości. Obróciłam się powoli. Wyciągnęłam dłoń s marchewką w stronę zaciekawionego pyska konia. Odsunął się o krok. Po dłuższym wpatrywaniu się we mnie, wyciągnął szyję i podszedł bliżej. Nie spuszczając ze mnie wzroku jadł marchewkę. Skorzystałam z okazji. Wyciągnęłam dłoń i pogłaskałam go. To był naprawdę piękny moment. 

Zastanawiałam się czy nie ucieknie po zjedzeniu marchewki jednak on stał twardo na ziemi. Chwyciłam kantar. Chciałam sprawdzić czy pozwoli mi go założyć. Stał w miejscu ale ciągle podnosił głowę tak wysoko, że nie mogłam dosięgnąć. W końcu mi się udało. Przypięłam uwiąz. Pomyślałam, że przyda mu się trochę świeżego powietrza, a przed stodołą był malutki kawałeczek wybiegu ogrodzonego starymi metalowymi rurkami. Może nie są to wymarzone warunki ale lepsze niż w stodole po za tym tam miałby trochę trawy do zjedzenia. Pociągnęłam lekko za uwiąz. Spartan jakby się zdziwił. Cofnął się krok do tyłu patrząc na mnie z odrobinką strachu. Pomyślałam: Nie mogę się go bać, muszę mu pokazać, że to ja żądze i może mi zaufac. Pociągnęłam drugi raz. Trochę niechętnie, trochę z uporem ale poszedł krok po kroku. 

Spartan rozejrzał się z zaciekawieniem. Chyba był zadowolony. Za to ja dopiero teraz zobaczyłam w jak tragicznym stanie jest ten koń. Cały brudny od błota z gigantyczną plamą na pysku wyglądającą jakby zamoczył się w farbie. Na lewym boku ma wielką czerwoną plamę. Aż się prosi żeby go wyczyścić! Ale nie mam szczotek, a do tego muszę śpieszyć się do szkoły. Spytałam się rodziców czy za pieniądze oszczędzone na zakupie siana mogę wydać na szczotki. Zgodzili się. Bałam się tylko, że Spartan nie pozwoli mi się wyczyścić.

Rozdział 4

Po szkole pobiegłam do gospodarstwa pana Westblade ( czyt.Łestblejd ) Ma on kilka pól uprawnych. Poszłam do niego by kupić siano.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry Amy! Co cię tu sprowadza?
- Przyszłam kupić trochę siana dla mojego konia
- Czyli już dziadek dał ci Spartana? Mówił, że dostaniesz go później.
- Yyyy... Dziadek nie żyje od ponad tygodnia.
- Słucham? Bardzo cię przepraszam, nie wiedziałem. Moje kondolencje.
- Dziękuję..., a wracając do tematu, to ile kosztuje kostka siana?
- Wiesz, tak właściwie to twój dziadek zapłacił mi za 5 kostek i miał je odebrać, więc możesz je wziąć.
- To świetnie! Zamówię taksówkę.
- Z sianem do taksówki? Zawiozę Cię, mój samochód jest przystosowany do przewożenia takich rzeczy.
W drodze do domu coś mi się przypomniało.
- Dlaczego powiedział pan Spartana?
- Słucham?
- Powiedział pan, że dziadek kupił mi Spartana.
- Spartan to jego imię.
- Wie pan coś jeszcze na temat tego konia?
- Dziadek kupił go ze sławnej hodowli. Jego Ojcem jest najlepszy krajowy skoczek! Kosztowałby fortunę gdyby nie to, że hodowla została zamknięta przez Towarzystwo Ochrony Zwierząt.
- Co się takiego tam stało?
- Hodowca zaczął brać narkotyki i od tego czasu brutalnie bił zwierzęta. W schronisku nie było już miejsc dla tylu koni więc szukano pilnie nowych właścicieli. Dziadek zobaczył Spartana w tragicznym stanie. Nikt go nie chciał więc dziadek wziął go dla ciebie.

Tak przebiegła droga do domu. Pan Westblade pomógł mi zanieść siano do stodoły. Położyliśmy je w boksie obok Spartana. Gdy tylko weszliśmy do stodoły koń zaczął szaleć jak zawsze.

- Widać, że jest przerażony, będziesz miała z nim duży problem.
- Nie na długo, zajmuje się nim tylko do czasu, aż wujek po niego przyjedzie.
- Szkoda. To mógłby być naprawdę świetny koń. No nic. Na mnie już czas.
- Do widzenia i dziękuję za pomoc.
- Zawsze możesz na mnie liczyć!

Chciałam zająć się Spartanem ale był zbyt przerażony by się do niego zbliżyć. Jedyne co mogłam dla niego zrobić, to wypuścić go na korytarz przy boksach. W większej przestrzeni będzie nieco spokojniejszy. Tylko jak go wyprowadzić? Rozejrzałam się dookoła czy nie ma nigdzie jakiejś liny lub sznura. Zauważyłam, że przy wejściu do stodoły coś leży. Podeszłam bliżej i zobaczyłam nowiutki fioletowy kantar jeszcze w opakowaniu. Byłam zachwycona. Był piękny. Tylko czy Spartan pozwoli mi go na siebie włożyć?
Wiedziałam, że jest na pewno głodny ale nie mogłam dać mu normalnej porcji, bo było by to dla niego nie zdrowe po tak długiej głodówce. Najpierw musiałam mu pokazać, że nie stanowię dla niego zagrożenia. Wzięłam marchewkę z domu. Przełożyłam przez rękę kantar, i wyciągnęłam dłoń z marchewką w stronę konia. Spojrzał się na mnie podejrzliwie. Lekko wyciągnął szyję i próbował chrapami dosięgnąć marchewki. Zdecydował się w końcu i ją chwycił, a tym samym włożył pysk w kantar. Szybko przełożyłam mu go przez uszy. Przestraszył się ale po chwili się uspokoił. Otworzyłam furtkę od boksu i odsunęłam się tak by mógł wyjść. Bał się więc chwyciłam go za kantar i pociągnęłam by wyszedł. Udało się, jednak o mały włos nie zostałam ugryziona. Szybko wyszłam by dać mu odpocząć.

Było już późno, a ja musiałam jeszcze odrobić lekcje. To był pierwszy dzień spędzony ze Spartanem. Postawił on mały kroczek w przód do normalnego końskiego życia.