Po szkole pobiegłam do gospodarstwa pana Westblade ( czyt.Łestblejd ) Ma on kilka pól uprawnych. Poszłam do niego by kupić siano.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry Amy! Co cię tu sprowadza?
- Przyszłam kupić trochę siana dla mojego konia
- Czyli już dziadek dał ci Spartana? Mówił, że dostaniesz go później.
- Yyyy... Dziadek nie żyje od ponad tygodnia.
- Słucham? Bardzo cię przepraszam, nie wiedziałem. Moje kondolencje.
- Dziękuję..., a wracając do tematu, to ile kosztuje kostka siana?
- Wiesz, tak właściwie to twój dziadek zapłacił mi za 5 kostek i miał je odebrać, więc możesz je wziąć.
- To świetnie! Zamówię taksówkę.
- Z sianem do taksówki? Zawiozę Cię, mój samochód jest przystosowany do przewożenia takich rzeczy.
W drodze do domu coś mi się przypomniało.
- Dlaczego powiedział pan Spartana?
- Słucham?
- Powiedział pan, że dziadek kupił mi Spartana.
- Spartan to jego imię.
- Wie pan coś jeszcze na temat tego konia?
- Dziadek kupił go ze sławnej hodowli. Jego Ojcem jest najlepszy krajowy skoczek! Kosztowałby fortunę gdyby nie to, że hodowla została zamknięta przez Towarzystwo Ochrony Zwierząt.
- Co się takiego tam stało?
- Hodowca zaczął brać narkotyki i od tego czasu brutalnie bił zwierzęta. W schronisku nie było już miejsc dla tylu koni więc szukano pilnie nowych właścicieli. Dziadek zobaczył Spartana w tragicznym stanie. Nikt go nie chciał więc dziadek wziął go dla ciebie.
Tak przebiegła droga do domu. Pan Westblade pomógł mi zanieść siano do stodoły. Położyliśmy je w boksie obok Spartana. Gdy tylko weszliśmy do stodoły koń zaczął szaleć jak zawsze.
- Widać, że jest przerażony, będziesz miała z nim duży problem.
- Nie na długo, zajmuje się nim tylko do czasu, aż wujek po niego przyjedzie.
- Szkoda. To mógłby być naprawdę świetny koń. No nic. Na mnie już czas.
- Do widzenia i dziękuję za pomoc.
- Zawsze możesz na mnie liczyć!
Chciałam zająć się Spartanem ale był zbyt przerażony by się do niego zbliżyć. Jedyne co mogłam dla niego zrobić, to wypuścić go na korytarz przy boksach. W większej przestrzeni będzie nieco spokojniejszy. Tylko jak go wyprowadzić? Rozejrzałam się dookoła czy nie ma nigdzie jakiejś liny lub sznura. Zauważyłam, że przy wejściu do stodoły coś leży. Podeszłam bliżej i zobaczyłam nowiutki fioletowy kantar jeszcze w opakowaniu. Byłam zachwycona. Był piękny. Tylko czy Spartan pozwoli mi go na siebie włożyć?
Wiedziałam, że jest na pewno głodny ale nie mogłam dać mu normalnej porcji, bo było by to dla niego nie zdrowe po tak długiej głodówce. Najpierw musiałam mu pokazać, że nie stanowię dla niego zagrożenia. Wzięłam marchewkę z domu. Przełożyłam przez rękę kantar, i wyciągnęłam dłoń z marchewką w stronę konia. Spojrzał się na mnie podejrzliwie. Lekko wyciągnął szyję i próbował chrapami dosięgnąć marchewki. Zdecydował się w końcu i ją chwycił, a tym samym włożył pysk w kantar. Szybko przełożyłam mu go przez uszy. Przestraszył się ale po chwili się uspokoił. Otworzyłam furtkę od boksu i odsunęłam się tak by mógł wyjść. Bał się więc chwyciłam go za kantar i pociągnęłam by wyszedł. Udało się, jednak o mały włos nie zostałam ugryziona. Szybko wyszłam by dać mu odpocząć.
Było już późno, a ja musiałam jeszcze odrobić lekcje. To był pierwszy dzień spędzony ze Spartanem. Postawił on mały kroczek w przód do normalnego końskiego życia.